mgr inż. Ewelina Krutkiewicz-Dębicka
Gabinet Premium

Wojna domowa

Na początku jest idylla. On zapytany, co zje na obiad, odpowiada: „to, na co ty kochanie masz ochotę”. Ona się rewanżuje i idzie z nim na mecz, chociaż naprawdę sport ją nie interesuje. Potem zaczyna się od brudnych skarpetek pośrodku pokoju czy okruchów chleba pozostawionych na stole. Dlaczego się kłócimy? Bo nie ma dwóch osób identycznych. Różnimy się i właśnie na tym tle dochodzi do awantur.
Nawet ludzie, którzy są ze sobą niezwykle blisko, mogą mieć odmienne zdanie na jakiś ważny dla nich temat, lubić inne osoby i rzeczy, cieszyć z czego innego. Część psychologów twierdzi, że osoby z kochających się namiętnie związków są bardziej wybuchowe. Kłócimy się, ponieważ zależy nam na sobie. Ktoœ obcy nie budzi silnych emocji, ale bliska osoba tak. Kłótnie są więc nieuniknione, szczególnie w rodzinie, która przebywa ze sobą przez całą dobę, często na małej przestrzeni. Kłócimy się wszyscy, ale nie każdy dociera do szczęśliwego finału: szczerego pojednania. Często zatrzymujemy się na wymuszonym, bąkniętym półgębkiem: „przepraszam”, by po kilku godzinach lub dniach znowu ruszyć do ataku. Jak więc należy kłócić się i godzić?

Fala uderzeniowa

W siedmioletnim związku Ewy i Andrzeja każda sprawa: kto zostanie z dzieckiem, gdzie spędzić urlop, jaką kanapę kupić, który film warto obejrzeć – kończy się burzą z piorunami. Chcą się rozstać, ponieważ uważają, że skoro wszystko w ich domu wywołuje wojnę, to znaczy, że nie pasują do siebie. Tym bardziej, że pretensje narastają i nie prowadzą do żadnych rozwiązań, tylko zabijają miłość. „Magiel” kojarzy się z przegraną, błędem, czymś niewłaściwym, ze wstydem lub winą. Oboje krzyczą, każdy chce zamanifestować swą władzę, dominację, rani i obraża partnera słowami: „jesteś głupi, egoistyczny, nienormalny, nie będę twoją służącą”, „tak cię mamusia wychowała” itd. Coraz głośniej, z większą agresją. Napastliwość jednego partnera, powoduje większą zaciekłość u drugiego. Nikt nie potrafi przerwać tej spirali wzajemnych pretensji i fali uderzeniowej. Nikt nie potrafi też tak zranić, jak bliska osoba, która zna nasze słabe punkty. Potem ktoś trzaska drzwiami lub wychodzi z domu i następują tzw. „ciche dni”. A po nich hasło: „musisz się zmienić”. Przy jego lansowaniu zapominamy, że nikt nie zmienia się pod presją. Taka jest natura ludzka. Szczególnie dotyczy to osób z wojowniczym temperamentem. Kłótnie oczywiście są niedobre, nie prowadzą do żadnych rozwiązań. To tylko chwilowy sposób na rozładowanie narastających w nas złych emocji. Niczego nie załatwiają też spory, w których jedna strona manifestuje władzę, a druga ze strachu przed konfliktem wciąż ustępuje. Często te reakcje są wyniesione z rodzinnych domów. Mężczyzna nauczył się np. narzucać swą wolę od ojca awanturnika, a kobieta, ciągle krytykowana przez matkę, nabrała przekonania, że może liczyć na miłość, tylko gdy jest potulna. £agodzenie konfliktów na siłę, ze strachu nie ma sensu. Wybuchną znów ze zdwojoną mocą. Będą kolejną przegraną związku, w którym narasta brak zaufania i bliskości. O takich kłótniach nie możemy zapomnieć dlatego, że stoi za nimi nierozwiązana sprawa, niezaspokojona potrzeba, zapiekły żal. Boli nie kłótnia, lecz niewyrażony wprost problem, często wręcz nieuświadomiony. Bo jeżeli nie wiemy, o co się kłócimy, niesnaski jedynie narastają, nie prowadząc do żadnych rozwiązań.

Od burzy do pojednania

Coraz więcej psychologów zajmujących się poradnictwem rodzinnym zaleca małżonkom tzw. kłótnie dobre. Powinny one przebiegać tak, aby domowa burza służyła rozwiązywaniu problemów i ustaleniu nowych, lepszych zasad. Każda awantura to proces, który przechodzi różne fazy. Psycholodzy dzielą go na pięć etapów. Pierwszy to zwiastun narastającego napięcia, obaw, przeczuć, że coś się dzieje nie tak. Mąż do żony zamiast „Marysieńko” powiedział ostro, „Maryśka”, ona odburknęła niegrzecznie „czego chcesz?”. W drugim etapie atmosfera się zagęszcza. Czujemy się wkurzeni lub pokrzywdzeni, z równowagi może wyprowadzić każdy drobiazg, np. pisk hamulców, wciśniętych zbyt silnie, brudne buty czy przestawiony program telewizyjny. Trzeci etap to wybuch, w którym dajemy upust emocjom: płaczemy, krzyczymy, przeklinamy. Mamy prawo do nich, możemy je wyrażać, ale nie wolno nam ranić partnera. Mówmy w pierwszej osobie i unikajmy zwrotów zaczynających się od „ty”. Zamiast zarzucać partnerowi: „ty mnie lekceważysz” należy powiedzieć „czuję się lekceważona, bo nie uzgodniłeś ze mną, dokąd pojedziemy na narty”. Zamiast: „ wyglądasz jak zarośnięte zwierzę”, lepiej powiedzieć „bardziej mi się podobasz, jeżeli krótko podetniesz włosy”. Inaczej awantura poza krzykami niczego nie załatwi. Czasami nie sposób się zatrzymać, złość bierze górę i rzucamy inwektywę. Wtedy należy szybko przeprosić: „wcale tak nie myślę, poniosło mnie, wybacz”. Na ogół po magicznym słowie „przepraszam” następuje ulga. Niestety chwilowa, jeżeli nie porozmawiamy wtedy o problemie, który spowodował, że lawina ruszyła. Czwarty etap dobrej kłótni to szczera rozmowa. Jeżeli widzimy, że mąż czy żona jeszcze są poirytowani, warto z nią poczekać i spróbować porozmawiać, np. za godzinę. Poganianie partnera to zły sposób. Jednak osoba, która potrzebuje dłuższego czasu na uspokojenie, powinna szczerze powiedzieć: „przepraszam, ale muszę się wyciszyć i podejdę do ciebie, jak tylko mi przejdzie”. Już w trzecim etapie awantury padają zazwyczaj ważne kwestie, którym teraz warto się spokojnie przyjrzeć. Dzięki rozmowie kończącej zawieruchę mija dręczący partnerów niepokój, histeria, złość. Ta rozmowa jest trudna, wymaga odwagi, która pozwala odsłonić się, ujawnić najbardziej osobiste, często dotąd niewypowiedziane uczucia i myśli. Ważne, aby najpierw jedna osoba mówiła, natomiast druga ją słuchała, bez oceniania i krytykowania, a potem zamienili się rolami. Rozmowa, w której tak naprawdę zdołamy powiedzieć o co nam chodzi, może zakończyć się rozwiązaniem problemu i osiągnięciem porozumienia. Wtedy pojawi się ulga i radość, że nasze problemy są ważne dla małżonka. Obie strony mają po niej poczucie sprawiedliwości. Na ogół partnerzy są odpowiedzialni za sprzeczkę i oboje powinni być otwarci na wybaczenie. Następuje ono tylko po szczerym wyjaśnieniu i zrozumieniu nawzajem swych racji, emocji, zachowania. Piątym etapem kłótni powinno być pojednanie. Nie ważne, kto pierwszy wyciągnie rękę, ważne, aby nie trafiła ona w próżnię, pustkę i obojętność.

Wyzerowany licznik

Terapeuci twierdzą, że istnieją małżeństwa, które nigdy siê nie sprzeczają. Panuje tam swoiste modus vivendi: w każdej relacji międzyludzkiej nieporozumienia zdarzają się. Zachowujemy się jednak tak, jakby wszystko było w porządku. Takie związki przypominają szybkowar, który długo nie był otwierany. Ciśnienie w nim wzrasta i zawsze może nastąpić wybuch. Dopiero bowiem kłótnia uwalnia nagromadzone emocje i pozwala wyzerować licznik. U ludzi, którzy nie kłócą się jego wskaźniki są wysokie. Aby uniknąć eksplozji, każda przeżywana trudność, żal, zniechęcenie, zanegowanie potrzeb powinno zostać wypowiedziane. Kłótnia pozwala uwolnić się od zadawnionych pretensji, nagromadzonych niedomówień. Wykłócanie się o ważne sprawy, to budowanie partnerstwa. Zdaniem francuskiej psycholog Carole Vidal-Graf każde małżeństwo ma swoją piętę achillesową, czuły punkt, którego podrażnienie zawsze wywołuje spięcia. Mogą nim być np. teściowie, wychowanie dzieci, podział obowiązków lub pieniądze. Ona jest wściekła, ponieważ on przyjął zaproszenie swojej mamy, nie pytając jej o zgodę. Denerwuje ją, gdy kolejny raz bez jej udziału podjął ważną dla rodziny decyzję, wydał pieniądze na sprzęt, który jej zdaniem był niepotrzebny, wykupił wczasy nad morzem, chociaż marzyła o wyjeździe w góry. Jej złość jest początkiem wymiany na ten temat, a więc znakiem, że wzajemne relacje są ciągle ważne i nie jesteśmy sobie obojętni. Osoba, która jest wściekła, nie musi czuć się winna. żadne nasze uczucia: złość, smutek, radość, furia nie są ani dobre, ani złe. Informują tylko o naszych potrzebach. Kiedy są one zaspokajane, doświadczamy uczuć pozytywnych, kiedy nie – negatywnych. Ważne jest nie to, co czujemy, ale co z tym robimy. Z uczuciami negatywnymi nie trzeba walczyć, ale zastanowić się: „dlaczego mnie to tak boli”, „dlaczego moją żonę czy mojego męża tak to złości?”. Niedocenianie konfliktów jako drogi do pogłębienia więzi wynika według niemieckiej terapeutki Brigitte Lämmle, ze złego rozumienia kłótni i fałszywych wyobrażeń o miłości. Młodzi małżonkowie ulegają pewnym iluzjom. Jedną z nich jest to, że partner bezbłędnie odczyta nasze oczekiwania i będzie dążył do spełnienia ich nawet kosztem własnych potrzeb. Inną jest rozumienie jedności jako jednomyślności: „jeżeli się kochamy to powinniśmy pragnąć tego samego”. Małżonkowie, którzy tak postrzegają związek, w sytuacji konfliktowej czują się winni jej powstania i wzajemnie oskarżają. To pochłania całą ich energię, a więc nie mają sił i motywacji, by rozwiązać problem. Amerykański psycholog Patrick Fanning, zajmujący się więzią interpersonalną, uważa, że gwałtowne, głośne i raniące kłótnie wynikają z naszego przekonania, iż każdy konflikt jest złem i trzeba go unikać, jak długo się da. W dodatku myślimy, że gdy dojdzie do starcia, tylko jedna osoba może być zwycięzcą. Jeżeli np. on zaspokoi swoje potrzeby, ona musi ze swoich zrezygnować. Każdy więc dąży do tego, aby jego racje były ważniejsze. Skłóceni małżonkowie obwiniają się wtedy nawzajem, wyolbrzymiają pewne sprawy i przypisują drugiej stronie złe intencje, rozdrapują stare rany. Nie sprzeczają się w sposób konstruktywny. Jest wiele awantur powstałych z napięć dnia codziennego. Oboje pracujemy, a więc w lodówce pustki, niepozmywane naczynia, bałagan na stole. Wstaliśmy lewą nogą i świat się nam nie podoba. A bliski człowiek jest pod ręką, najłatwiej więc wyładować złość i frustracje na nim. Takie kłótnie należałoby jak najszybciej puszczać w niepamięć, nie przejmować się nimi. Niestety, często to właśnie one urastają do niebotycznych rozmiarów i brniemy niepotrzebnie w konflikt. Stajemy sie skłóconą rodziną, w której „każdy sobie rzepkę skrobie”. Może powinniśmy się uczyć od buszmenów? Antropologowie badający życie plemion mieszkających w głębi pustyni Kalahari, uważają, że pokazują one ludziom zachodniej kultury, jak można rozwiązywać zasadnicze spory, w sposób oparty na współpracy. Kiedy pojawia się poważny problem, wszyscy buszmeni, mężczyźni i kobiety, zsiadają do rozmowy i każdy może wypowiedzieć swoje zdanie. Taka dyskusja może trwać kilka dni, aż spór zostanie zażegnany. Wspólnie ustala się, jakie zasady złamano i co należy zrobić, aby przywrócić harmonię. Nikt tu nie czuje się przegrany. Starsi członkowie plemienia ogłaszają porozumienie dopiero wtedy, gdy uczestnicy sporu zapewnią, że nie czują do nikogo urazy.

Trzymaj się zasad

• W czasie kłótni unikaj ranienia partnera. • Skup się na problemie. Powiedz, co ci się w zachowaniu partnera nie podoba. Podaj konkretny powód i trzymaj się tego jednego. To trudne do nauczenia, bo w czasie kłótni emocje lubią sobie pofolgować. Wściekamy się też często, gdy nie chcemy dopuścić do wiadomości prawdziwych odczuć związanych z samotnością, zazdrością, rozgoryczeniem. • Zaproponuj jakieś rozwiązanie. • Nie odgrzebuj przewinień z przeszłości, nie stosuj negatywnych porównań i nie osądzaj. • Nigdy nie stosuj gróźb. • Unikaj kłamstw. Nawet drobne nieszczerości oddalają ludzi. Nie pozwalają zbliżyć się do drugiego człowieka i prawdy o sobie. Przeszkadzają w spełnieniu naszych pragnień, bo nie możemy ich zakomunikować.
autor: Danuta Brylska

Przeczytaj inne porady z tej kategorii

Świszczący oddech

Czerw 25, 2014 Inne

Gdy zachorujemy na astmę, jesteśmy z nią związani na całe życie. Chociaż nie można jej do końca wyleczyć, to pozwala nam ona normalnie egzystować i ...

czytaj więcej

Trening zimowy

Czerw 25, 2014 Inne

Mroźne zimowe dni tylko nielicznym kojarzą się z aktywnym stylem życia. Poza wąska grupą miłośników sportów zimowych, większość osób niczym niedźwiadki zapada w kilkumiesięczny letarg ...

czytaj więcej
POKAŻ